fantasybook.jun.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 


Poprzedni temat «» Następny temat
Czy jesteśmy tutaj sami? (Er det noen der ute?)
Autor Wiadomość
hello heaven. 
Nieśmiertelny Czytelnik


Wiek: 29
Dołączyła: 25 Lip 2011
Posty: 322
Wysłany: 2011-11-14, 17:58   Czy jesteśmy tutaj sami? (Er det noen der ute?)

Długa i niebezpieczna walka Ludzi Lodu z Tengelem Złym dobiegła końca. Tanghil, zakała i największe zagrożenie świata, przestał istnieć. Nie znaczy to jednak, że w przyszłości już wszystko będzie dobrze. Nadal na wiele pytań nie udzielono odpowiedzi. Rodzina ma więc przed sobą rok pełen napięć...
_________________
    you are the smell before rain

    you are the blood in my veins.
 
 
REKLAMA 

Dołączyła: 17 Lip 2012
Posty: 367
Wysłany: 2012-08-06, 05:20   

 
 
dominisia1995i1 
Władca Ciemności

Wiek: 31
Dołączyła: 17 Lip 2012
Posty: 367
Wysłany: 2012-08-06, 05:20   

Saga o Ludziach Lodu to opowieść, w której łączą się dwa światy. Ten, który znamy i ten, o którym wiedzą tylko bohaterowie tych krótkich książek. Dawno temu na świecie pojawił się człowiek zły do szpiku kości, nazywany Tengelem Złym, który zawarł pakt z Szatanem, dzięki czemu otrzymał wielkie bogactwo. Zapłacił za to przekleństwem, spoczywającym na jego potomkach. W każdym pokoleniu miał rodzić się jeden człowiek, którego powołaniem jest służba złu. Niektórym jednak udało się przezwyciężyć dziedzictwo i stanęli przeciwko złemu przodkowi. Jednym z nich był Tengel Dobry, od którego zaczyna się nasza opowieść.

Czytając pierwsze trzy części, byłam jak w transie. Każda z nich miała w sobie coś naprawdę magicznego, co sprawiło, że kiedy skończyłam czytać trzecią, nie mogłam się doczekać kolejnych. Musiałam na nie czekać jeszcze jakiś czas, bo zanim pojechałam do babci po kolejne, minął już miesiąc. Mimo, że nie przepadam za romansami, uczucie rozkwitające między Silje i Tengelem Dobrym bardzo mnie przekonało do tej historii, szczególnie, że towarzyszyło temu dużo zjawisk nadprzyrodzonych. Jednocześnie obecność małej czarownicy Sol też dodawała jakiegoś dziwnego napięcia. Seria ta wciągnęła mnie już po kilku stronach.

Dużym plusem na początku była duża ilość tajemnic. Czekałam, aż wyjaśni się, kim są Ludzie Lodu, dlaczego muszą się ukrywać. Potem niestety autorka trochę się z tymi tajemnicami rozpędziła i w pewnym momencie ich ilość sprawiała, że kompletnie nie mogłam się połapać. Jakoś po części Miłość Lucyfera, seria trochę straciła na jakości. Bohaterowie byli już trochę zbyt współcześni, by używać tego starego języka, którym posługiwali się wcześniejsi bohaterowie, a jednak autorka wciskała im w usta słowa sprzed dwóch wieków.

Trochę żałowałam, że wątek homoseksualny pojawił się jedynie przez moment, przy historii Cecylii i Alexandra i to jeszcze został w taki dziwny sposób zniwelowany. Na ponad stu trzydziestu bohaterów trafił się tylko jeden gej i to jeszcze nie tak całkiem gej. Ale mimo wszystko lubiłam Alexandra, chociaż średnio podobał mi się jego związek z Cecylią.

Do moich ulubionych bohaterek należały na pewno prawie wszystkie prawdziwe kobiety z Ludzi Lodu, czyli damy o bardzo silnych charakterach. Zaczynając od Sol, przez Villemo, Ingrid, Vingę (chociaż ta nie była wcale dotknięta złym dziedzictwem, ani nawet wybrana) aż do Tuli, chociaż przez jakiś czas naprawdę jej nie lubiłam. W końcu polubiłam też Mali, chociaż na początku trochę mnie denerwowała. Bardzo przywiązałam się też na początku do Silje, od niej przecież zaczęła się cała ta historia. Z mężczyzn najbardziej podobał mi się Tarjei, Mattias, Ulvhedin, Solve i Heike. Niektórzy z tych obciążonych silnie dziedzictwem trochę mnie irytowali. Między innymi Ulvar. Prymitywność jego zachowań aż porażała przy czytaniu.

Ostatnia ‘ekipa’, czyli wszyscy wybrani, którzy mieli pokonać Tengela Złego, prezentowała się moim zdaniem najgorzej ze wszystkich dotkniętych i wybranych. Kiedy tylko zaczęłam czytać o Natanielu, jako dorosłym człowieku, nie mogłam go znieść. Nudził mnie koszmarnie. Szczególnie po tym, jak spotkał Ellen. Kolejna postać, której wręcz nienawidziłam. Niby żyli w dwudziestym wieku, ale jednak rozmawiali ze sobą zdaniami, w które wplecione było pełno wyrażeń, które jeszcze uszłyby na początku sagi, ale w tym momencie było po prostu nie do pomyślenia, żeby mężczyzna na jakieś kompletnie bezsensowne słowa ukochanej typu „płonę z miłości do ciebie” odpowiadał „wiem, bardzo mnie to wzrusza”. Może to miało być romantyczne, ale zupełnie traci tę moc, jeśli akcja dzieje się w latach pięćdziesiątych poprzedniego wieku. Tova na początku jeszcze trzymała poziom, ale po spotkaniu z Ianem zrobiły się z niej miękkie kluchy i nagle nie miała już nic ciekawego do powiedzenia. Marco też był jednym wielkim niepowodzeniem na samym końcu, chociaż jego postać zapowiadała się bardzo ciekawie. Ostatnia walka Nataniela również została spaprana. Od razu przyszło mi na myśl ostatnie kilka scen w „Harrym Potterze i Insygniach Śmierci”, gdzie okazuje się, że największą bronią głównego bohatera przeciwko złu jest dobro i miłość, bo tamten tego nie posiada. Kropka w kropkę to samo. To może być dobre w czymś takim, jak „Harry Potter”, bo oprócz dorosłych ludzi czytają to też dzieci, ale żeby tak kończyć sagę, po którą nie sięgnie raczej nikt w wieku poniżej lat czternastu? Właśnie to było najgorsze w całej tej serii – to, że pod koniec zrobiła się z tego tandetna bajka, która opowiada tylko o tym, jak to dobro jest wspaniałe i potrafi pokonać zło. O ile wcześniej mogłam poczytać opowieści niezwiązane mocno z Tengelem Złym, o prawdziwych i trochę fantastycznych problemach, o tyle później wszystko zostało nastawione na tę całą walkę Nataniela. Nawet jeszcze wtedy, kiedy Nataniel jeszcze się nie urodził. Wielki pośpiech, ciągłe przypominanie, że niedługo odbędzie się walka. W tym momencie Saga o Ludziach Lodu przestała mi się podobać.

Jeszcze jednym minusem zakończenia było to, że Margit Sandemo wcisnęła tam nawet samą siebie, jakby jeszcze było za mało wszystkich Lucyferów, demonów, bogów (w sumie łatwiej chyba powiedzieć, czego z nadprzyrodzonych zjawisk w tej serii nie było, niż wymieniać wszystkie).

Nadal jestem zakochana w tej serii, przynajmniej do połowy, albo może trochę dalej. Mimo to, kiedy patrzę teraz na to obiektywnie, to styl autorki nie jest ani trochę zachwycający. Prosty prawie tak, jak w osławionym „Zmierzchu”. W druku zdarzały się też błędy, trochę literówek, a interpunkcja przypominała trochę moją (czyli wiele nietrafionych przecinków).

Bardzo podobało mi się za to, że tomy tej sagi mają taki niewielki rozmiar, przez co spokojnie mieszczą się w każdej z moich torebek i nie zajmują dużo miejsca, kiedy nosi się je do szkoły. Jest to bardzo duży atut w tych czasach, kiedy uczniowie gimnazjum muszą targać ze sobą codziennie po sześć dużych książek i kilka zeszytów. Nie ratują przed tym nawet szkolne szafki.

Podsumowując – ta seria na zawsze zostanie w moim sercu, chociaż koniec uważam za kompletnie spaprany. Spędziłam z Sagą o Ludziach Lodu prawie rok i nie mogłabym o tym zapomnieć. Teraz pozostaje mi tylko… Poprosić babcię o jakąś inną sagę, bo już przyzwyczaiłam się do tego, że zawsze mam kilka tomów pod ręką.
_________________
"Ponieważ miłość, to tylko stan umysłu..."
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xandblue created by spleen modified v0.2 by warna

| | Darmowe fora | Reklama