fantasybook.jun.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 


Poprzedni temat «» Następny temat
Fragment "Na zawsze"
Autor Wiadomość
Demoniczna 
Początkujący f-maniak


Pomogła: 2 razy
Wiek: 29
Dołączyła: 29 Cze 2011
Posty: 128
Skąd: Kraków
Wysłany: 2012-09-15, 21:05   Fragment "Na zawsze"

ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Ever, zaczekaj!
Damen wyciąga rękę, chwyta mnie za ramię i próbuje za-
trzymać przy sobie, ale ja gnam dalej. Muszę się spieszyć.
Zwłaszcza teraz, kiedy jesteśmy tak blisko celu.
Bardzo się niepokoi. Tak bardzo, że mam wrażenie, jakby
troska wręcz skraplała mu się na skórze. Przyspiesza kroku, do-
gania mnie i splata swoje palce z moimi.
– Powinniśmy wracać. To na pewno nie tutaj. Tu jest zupełnie
inaczej. – Spogląda na niepokojący krajobraz, a potem na mnie.
– Tak. Jest inaczej. – Pochylam się, mój oddech przyspiesza,
a serce mocno bije. Przez chwilę rozglądam się dookoła, potem
ruszam dalej. Brnę krok za krokiem, aż w końcu moje stopy zu-
pełnie znikają w błocie. – Wiedziałam – szepczę ledwo słyszalnie,
chociaż właściwie do Damena nie muszę mówić, wystarczy, że
coś pomyślę. – To wszystko widziałam we śnie. To…
On patrzy wyczekująco.
– …wygląda właśnie tak, jak się spodziewałam. – Patrzymy na
siebie, ja błękitnymi, on ciemnobrązowymi oczyma. Długo nie od-
wracam wzroku, bo chcę, żeby dokładnie przyjrzał się temu, co
widzę. – Mam wrażenie, że to wszystko zmienia się… z mojej winy.
Damen klęka obok, kładzie mi na plecach otwartą dłoń i po-
woli przesuwa ją w górę i w dół kręgosłupa. Pewnie chciałby
mnie uspokoić, wyjaśnić, że jestem w błędzie, ale zamiast tego
milczy. Nieważne, co powie, jak dobre argumenty przedstawi.
Wie aż nazbyt dobrze, że nie dam się przekonać.
Oboje pamiętamy, co powiedziała staruszka. Widzieliśmy jej
oskarżycielsko wyciągnięty palec, świdrujące spojrzenie.
Słyszeliśmy jej ponurą pieśń o tajemniczych słowach i melodii,
która głęboko wryła nam się w pamięć.
Było to ostrzeżenie. Przeznaczone specjalnie dla mnie.
A teraz jeszcze to.
Wzdycham i patrzę na grób Haven… Jeśli można to tak na-
zwać. To tutaj parę tygodni temu zakopałam ubranie, które miała
na sobie, gdy wysłałam jej duszę do Shadowlandu. Wszystko, co
po niej pozostało. Miejsce, które uważałam za święte, teraz jest
całkowicie odmienione. Żyzna dawniej ziemia stała się błotni-
stym bajorem, kwiaty, które unaoczniłam, zniknęły. Ani śladu
życia; tylko ja i Damen mamy ochotę się tu zapuszczać. Powietrze
już nie migocze magicznym blaskiem – wygląda tak samo po-
nuro jak ciemna część Summerlandu, którą widziałam wcześniej.
Jakby zwiastowało coś złego.
Ptaki omijające to miejsce oraz obumarła trawa utwierdzają
mnie w przekonaniu, że dzieje się coś niepokojącego. Coś, co
sama sprowokowałam.
Wszystkie nieśmiertelne dusze, które wysłałam do
Shadowlandu, zbrukały tę piękną niegdyś krainę – niczym tok-
syny wylane na trawę. Mroczna i nieprzyjazna okolica, na którą
patrzymy, stała się jakby przeciwieństwem Summerlandu. Teraz
nie ma tu miejsca na magię i unaocznianie.
– Nie podoba mi się to. – W głosie Damena słychać podener-
wowanie, a jego oczy są niespokojne.
Mnie też się to nie podoba, ja także marzę o tym, żeby od-
wrócić się na pięcie i po prostu odejść. Ale to nie takie proste.
Od ostatniej mojej wizyty tutaj minęło dopiero kilka dni.
Niby rozumiem, że zrobiłam, co do mnie należało – musiałam
zabić Haven, moją byłą przyjaciółkę. Ale wewnętrzny głos kazał
mi wrócić i prosić o przebaczenie. Za to, co zrobiłam i co zrobiła
Haven. W ciągu zaledwie kilku dni światło przeobraziło się w po-
nury, jałowy cień. Do mnie należy teraz uratowanie
Summerlandu.
Zanim stanie się jeszcze gorzej.
– Co dokładnie ci się przyśniło? – pyta Damen łagodnym
głosem i patrzy na mnie uważnie.
Nabieram powietrza i przysiadam głębiej w błocie. Brudzę
sobie przy tym moje stare, znoszone dżinsy, ale wcale mnie to nie
martwi. Kiedy tylko stąd wyjdziemy, unaocznię sobie nowe.
Ciuchy są teraz moim najmniejszym zmartwieniem.
– Śniło mi się to już któryś raz. – Odwracam się i napotykam
jego zdziwione spojrzenie. – Miałam podobny sen dawno temu.
Zanim mnie zostawiłeś, żebym wybrała między tobą a Jude’em.
– Damen głośno przełyka ślinę i wzdryga się lekko. Głupio mi,
nie chciałam sprawić mu przykrości. – Wtedy myślałam, że to
Riley zesłała mi ten sen. Pojawiła się w nim i wyglądała jakby…
żyła. – Kręcę głową. – No cóż, może to i była ona. Może zoba-
czyłam ją dlatego, że tak za nią tęskniłam. Ale zaraz potem oka-
zało się, że to c i e b i e chciała mi pokazać. To był sen o tobie.
Damen patrzy na mnie ze zdziwieniem.
– No i? – przynagla, zaciskając szczękę jakby w oczekiwaniu
na najgorsze.
– No i… byłeś uwięziony w wysokiej klatce ze szkła. Z całych
sił starałeś się wydostać, ale wszystko na nic – nie mogłeś uciec.
Nawet kiedy próbowałam ci pokazać, że chcę pomóc, ty jakbyś
mnie nie widział. Byłam dla ciebie niewidzialna, chociaż stałam
po drugiej stronie szyby.
Damen potakuje z ulgą i już widzę, że górę bierze jego zami-
łowanie do prostych, logicznych rozwiązań.
– Typowy sen freudowski. – Unosi brew. – Najwyraźniej uwa-
żasz, że nie poświęcam ci wystarczająco dużo uwagi, że cię nie
słucham, a może nawet…
Przerywam, zanim zdąży dokończyć.
– Wierz mi, to nie był sen, jaki można znaleźć w pierwszym
lepszym senniku. Tej nocy śniło mi się to samo co poprzednio.
Kiedy zdałeś sobie sprawę, że nigdy się nie wydostaniesz, po
prostu się poddałeś. Opuściłeś pięści, zamknąłeś oczy i osunąłeś
się do Shadowlandu.
Damen z trudem przełyka ślinę. Udaje niewzruszonego, ale
jest równie wstrząśnięty co ja.
– A zaraz potem wszystko zniknęło. Naprawdę wszystko: ty,
szklana klatka, krajobraz dookoła… wszystko. Został tylko kwa-
drat ponurej, błotnistej ziemi. Coś jak to tutaj. – Zaciskam usta.
Oczyma wyobraźni widzę owo miejsce tak dokładnie, jakbym się
tam znajdowała. – Tej ostatniej części nie było w pierwszym śnie.
Ale mimo to obudziłam się z przeświadczeniem, że oba sny są
nie tylko powiązane ze sobą, ale mają również coś wspólnego
z tym fragmentem Summerlandu. Czułam, że muszę tu przyjść
i sprawdzić. Przykro mi, że zaciągnęłam cię tu ze sobą.
Przyglądam mu się. Z przyjemnością przesuwam wzrok po
jego rozczochranych włosach, miękkiej, pogniecionej koszulce,
wytartych dżinsach – ubraniach zgarniętych w pośpiechu, na
kilka sekund przed tym, zanim unaoczniłam lśniący złoty welon,
przez który dostaliśmy się tutaj.
Damen obejmuje mnie swoimi mocnymi ramionami. Ich
ciepło przypomina mi, że kilka godzin wcześniej zanurzyliśmy
się oboje w pościeli, bardzo mocno przytuliliśmy i pogrąży-
liśmy we śnie. Wtedy naszym największym zmartwieniem było
to, jak Sabine przeżyje kolejny tydzień, w którym nie zjawię się
w domu.
I jak przełknie to, że całkiem dosłownie potraktowałam jej
ostrzeżenie, żebym nie wracała, dopóki nie znajdę pomocy, jakiej
– jej zdaniem – potrzebuję.
Rzeczywiście, potrzebuję pomocy, zwłaszcza w kwestii po-
nurej plamy, która rozpełza się po Summerlandzie; ale to nie
o takiej pomocy mówiła Sabine. W tym nie pomoże mi żadne le-
karstwo, kozetka psychiatry ani nawet najnowszy poradnik psy-
chologiczny.
Potrzeba znacznie więcej.
W milczeniu patrzymy na grób Haven. Myśli Damena spla-
tają się z moimi. Przypomina mi, że choćby nie wiem co nas cze-
kało, on zawsze będzie przy mnie. Nie mogę się obwiniać.
Zabijając Haven, uratowałam Milesa. I siebie. Moc zwyczajnie
ją przerosła. Złamała wszystkie zakazy. Nieśmiertelność ujawniła
jej nową, zaskakującą stronę.
Tylko że tu właśnie różnimy się z Damenem w opinii. Ja zga-
dzam się raczej z tym, co powiedział Miles, kiedy uratowałam
mu życie: że w zachowaniu Haven koniec końców nie było nic
zaskakującego. Wiele razy udowadniała, że ma skłonność do nie-
pokojących zachowań. My jednak udawaliśmy, że tego nie do-
strzegamy, bo była naszą przyjaciółką. Widzieliśmy tylko jej za-
lety. Jednak tamtej nocy, kiedy zobaczyłam w jej oczach ten zwy-
cięski błysk, gdy rzuciła w ogień koszulę Romano – ostatnią na-
dzieję, że kiedykolwiek będziemy z Damenem naprawdę razem
– wtedy zrozumiałam, że jej ciemna strona całkowicie zdomino-
wała jasną.
Jeżeli chodzi o śmierć Driny, była to walka o przetrwanie.
Albo ona, albo ja. Z Romano doszło do tragicznego nieporozu-
mienia; teraz widzę, że był to zwyczajny wypadek. W głębi duszy
jestem przekonana, że Jude wmieszał się w to w dobrej wierze, po
prostu w mojej obronie.
Widziałam, jak pomysł rodzi się w jego myślach.
Wstajemy z Damenem powoli. Nastrój jest poważny. Musimy
pogodzić się z tym, że nie znajdziemy tu odpowiedzi na nurtu-
jące nas pytania. Najlepiej zrobimy, idąc doWielkich Sal
Mądrości. Może tam zagadka się wyjaśni. Zbieramy się już do
drogi, kiedy nagle słyszymy tę niepokojącą pieśń. Zamieramy.
Podniesie się z bagien
Pod same niebiosa,
Tak jak i ty-ty-ty się uniesiesz…
Damen ściska mnie za rękę, przyciąga do siebie i razem zwra-
camy się ku staruszce. Dookoła jej sędziwej, pomarszczonej
twarzy unoszą się niczym srebrna aureola długie pasma włosów,
które wysunęły się z opadającego na plecy warkocza. Kobieta
wbija we mnie spojrzenie załzawionych, zasnutych bielmem oczu
i śpiewa dalej:
Z mrocznych głębin
Przedostać się chce do światła,
Pragnąc tylko jednego:
Prawdy!
Prawdy o swym istnieniu.
Ale czy na to pozwolisz?
Pozwolisz mu wznieść się i rozwinąć?
Czy skażesz na wieczne ciemności?
Czy każesz umęczonej duszy zginąć?
Powtarza pieśń, końcówkę każdego wersu akcentując wysokim
tonem: bagien – niebiosa – uniesiesz – głębin – światła – jednego
– prawdy – istnieniu – pozwolisz – rozwinąć – ciemności – zginąć
– zginąć – zginąć… Potem tylko powtarza ostatni wers. Przez cały
czas mierzy mnie czujnie wzrokiem, mimo że jej oczy wydają się
ślepe. Unosi przed sobą sękate, przykurczone dłonie, a gdy otwiera
powoli palce, wylatuje spomiędzy nich chmura pyłu.
Damen ściska mocniej moją rękę i rzuca staruszce ostrze-
gawcze spojrzenie.
– Zostań tam, gdzie jesteś – mówi i występuje krok przede
mnie. – Zatrzymaj się. Nie podchodź. – W jego stanowczym
głosie brzmi oczywista groźba.
Nawet jeśli stara kobieta usłyszała Damena, nie zwraca na
niego uwagi. Nie spuszcza ze mnie świdrującego wzroku. Jej
stopy nieuchronnie drepczą do przodu, a usta układają się
w słowa pieśni. Zatrzymuje się tuż przed nami, na granicy
ciemnej plamy, w miejscu, gdzie kończy się trawa, a zaczyna
błoto. Nagle zniża głos i mówi:
– Czekaliśmy na ciebie.
Kłania się nisko przede mną, zaskakująco zgrabnie i lekko jak
na kogoś tak sędziwego.
– Wspominała pani – odpowiadam ku przerażeniu Damena.
„Nie rozmawiaj z nią!” – ostrzega mnie telepatycznie. „Po
prostu rób to co ja. Jakoś nas stąd wydostanę”.
Jestem pewna, że usłyszała jego myśli, bo przesuwa na niego
wzrok.
– Damen. – Wywraca oczy tak, że jej wypłowiałe, błękitne tę-
czówki prawie znikają.
On sztywnieje na dźwięk swojego imienia. Mentalnie i fi-
zycznie przygotowuje się na najgorsze, ale i tak jest zaskoczony
jej słowami.
– Damen. Augustus. No t t e. Esposito. To ty jesteś przy-
czyną wszystkiego. – Jej cieniutkie włosy tańczą w podmu-
chach unaocznionego wiatru. – A Adelina jest rozwiązaniem.
– Składa dłonie jak do modlitwy i przewierca mnie spojrze-
niem.
Zerkam to na jedno, to na drugie. Sama nie wiem, co jest bar-
dziej niepokojące: to, że ona wie, jak Damen się nazywa (co
więcej, zna nazwisko, którego nawet ja nie słyszałam, a to, które
znam, wymawia jakoś dziwacznie), czy też to, że na dźwięk jej
słów Damen cały blednie i zastyga.
No i przede wszystkim: kim, do cholery, jest Adelina?
W myślach Damena krystalizują się odpowiedzi, ale zanim
zdąży ubrać je w słowa, ona intonuje śpiewnie:
– Osiem. Osiem. Trzynaście. Zero. Osiem. To klucz, którego
potrzebujesz.
Spoglądam na nią, potem na niego. Damen mruży oczy, za-
ciska zęby i mamrocze coś niezrozumiale. Wreszcie chwyta mnie
mocniej za rękę i próbuje wyrwać z błota, odciągnąć jak najdalej
od niej.
Ostrzega mnie, żebym na nią nie patrzyła, ale bezskutecznie.
Odwracam się przez ramię i spoglądam prosto w załzawione
oczy. Jej skóra jest tak cienka i przezroczysta, że wygląda, jakby
była podświetlona od spodu. Staruszka otwiera usta i powtarza
wyliczankę:
– Osiem, osiem, trzynaście, zero, osiem. Taki jest początek.
Początek końca. Tylko ty możesz otworzyć. Tylko ty… ty… ty…
Adelino…
Jej słowa rozbrzmiewają echem w naszych uszach na długo
po powrocie na ziemię.
_________________
"Nie można przestać za kimś tęsknić - można tylko nauczyć się żyć z tą wielką, niekończącą się pustką w sercu."
"Błękitna godzina"
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xandblue created by spleen modified v0.2 by warna

| | Darmowe fora | Reklama