fantasybook.jun.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 


Poprzedni temat «» Następny temat
Fragment: Zbieracz Burz
Autor Wiadomość
Wampirzycaaaa 


Pomogła: 4 razy
Wiek: 28
Dołączyła: 15 Wrz 2011
Posty: 1295
Skąd: Londyn/Gdynia
Wysłany: 2012-09-26, 20:18   Fragment: Zbieracz Burz

Kiedy jesteś regentem Królestwa, jednym z wyższych skrzydlatych w Uniwersum, władcą, politykiem, konspiratorem i gwarantem prawa, musisz także być po trosze magiem. A jako mag słyszałeś pewnie niestworzone opowieści o czarnym ogniu. Ale, jako istota rozsądna i twardo stąpająca po ziemi, odłożyłeś je tam, gdzie ich miejsce. Między bajki.

No bo czy można uwierzyć w mroczną i straszliwą materię czarnego płomienia, nieustannie przemierzającą zimne przestrzenie kosmosu gigantycznymi kłębami mocy, której do końca nie jest w stanie kontrolować nawet sama Jasność? Zwłaszcza, że siła ta, zdumiewająca i potężna, ma być nie czym innym, tylko energią śmierci, swoistym skupiskiem nadprzyrodzonej entropii, powstałym w momencie, gdy Pan powołał do istnienia Kosmos? Z niebytu wyłoniło się więc światło i ciemność, ulęgły się gwiazdy i planety, pojawiły żywe istoty, zaś czarny ogień zapłonął podobno już w momencie gdy Jasność wyraziła wolę stworzenia Uniwersum, jako osobliwy kod dezintegracji, jądro przyszłego niebytu. Stos pogrzebowy przygotowany zawczasu dla świeżo stworzonego świata.

U końca czasów, czarny płomień pochłonie wszystko, co kiedykolwiek utworzyła ręka Pana. Nie wiadomo tylko, czy skutkiem tego znów zapadnie wiekuisty mrok, czy z pogorzeliska odrodzi się wspaniały, nowy kosmos.

Niektórzy ośmielają się szeptać, że nie wie tego także Światłość. Jeśli okaże się, że w myślach i uczynkach stworzeń, które pospołu zginęły w płonącej czerni przeważy zło, świat nie podniesie się z popiołów. W przypadku zwycięstwa dobra, zapanuje niekończący się złoty wiek.

Na razie mroczna, ognista materia przemierza lodową pustkę między gwiazdami, z każdą sekundą nabierając mocy, gdyż karmi się śmiercią. Zgasła iskra życia najdrobniejszego choćby stworzenia, pierwotniaka, owada, rośliny, bakterii, buduje potęgę czarnego ognia. Kiedy nadejdzie kres i zginie wszystko, co żywe, kosmos wybuchnie mrocznym płomieniem, w ostatnim pogrzebowym rytuale.

Tak mówi legenda. Niemądra legenda, jak byłby w stanie przysiąc Gabriel.

Aż do teraz.

Gdyż w chwili gdy tylko wkroczył do zrujnowanego ogrodu, ujrzał szpaler pochodni, płonących zimnym, przyprawiającym o dreszcze blaskiem. A języki ognia, unoszące się znad głowni, były czarne jak samo piekło.

I równie złowieszcze.

Archanioł Objawień czuł zarówno buchające od płomienia porażające gorąco, jak i paraliżujący chłód kosmicznej głębi. Buzujące czernią i śmiercią pochodnie wiły się niczym żywe stworzenia, a ogień krzyczał. Krzyczał tak, aż włosy stawały dęba. W skręconych, strzelających mrocznymi iskrami ozorach czarnego blasku pojawiały się i ginęły wrzeszczące, zdeformowane twarze, wyjące pyski potwornych psów czy wilków, rozwarte paszcze upiornych drapieżników.

A w tym chóralnym jęku, złowrogim zawodzeniu, płomienistym ryku, dawał się słyszeć jeden, przenikliwy szept: „Pożremy was, jeśli zdołamy”, „Pożremy was, jeśli zdołamy”, „Pożremy was, jeśli zdołamy”.

Stróżki zimnego potu spływały po skroniach, karku i plecach regenta Królestwa.

Bo zrozumiał od razu.

Zdołają. Kiedyś w końcu zdołają, choć wolałby tego nie doczekać.

Szedł więc aleją czarnej śmierci, wsłuchany w głos upiorów, a wokół ścieżki, ułożone w dziwaczne, obrzydliwe figury, leżały martwe zwierzęta. Kozły z wyprutymi festonami wnętrzności, kruki poukładane w skomplikowane spirale i trystyki, barany tworzące na ziemi obrazy gwiazd i konstelacji, ogromne, podobne do głazów tusze byków, ustawione w okręgi i elipsy, jaszczurki i węże, powykręcane w kształt starożytnych, dawno zapomnianych liter i słów. A sierść, skóra czy upierzenie każdego z ofiarnych stworzeń miała barwę ciemniejszą niż węgiel.

Koszmarny alfabet śmieci.

Układanka dla kostuchy.

Powietrze przesycał odór świeżej posoki, wypatroszonych organów, niestrawionej treści żołądkowej, żółci oraz nadciągającej już niczym zapowiedź moru, przyszłej zgnilizny.

Czarny ogień odbijał się szyderczo w zmętniałych, szeroko rozwartych ślepiach zwierząt, nadając im złudne pozory życia. Gabriel byłby gotów przysiąc, że zaszlachtowane stwory toczą za nim niechętnym, złowrogim spojrzeniem.

„Pożremy was, jeśli zdołamy”.

Wydawało mu się, że straszna aleja nie ma końca, a każdy krok wydłuża ją, aż do granicy nieskończoności. Że ogarnia go nie noc, tylko nicość. Ponura, bezgwiezdna otchłań kosmosu, zimna jak ślepia pająka. I tak samo bezduszna.

Mijając martwe gołębie, kawki, kury i gęsi, poukładane w fantazyjne symbole, zastygłe w pozach egzotycznych tancerek owce i krowy, mógł myśleć tylko o jednym.

Razjel to zrobił. Mój przyjaciel Razjel, starannie i metodycznie, stworzył tutaj to panoptikum śmierci, ten szyderczy balet ofiarnych wnętrzności, mięsa i krwi.

Pan Tajemnic, Książę Obecności, a teraz po prostu czarny mag. Czarnoksiężnik. Babrający się, nurzający w esencji zła, żądz, mroku i ciemnych spraw.

Na Jasność, czy cokolwiek jest tego warte?

Nie umiał odpowiedzieć. Ale decyzja zapadła. Dobro Królestwa wymaga przecież najwyższych ofiar.

Skrzywił się w gorzkim uśmiechu. O tak. Dla Królestwa wszystko. Nawet bluźniercza czarna magia.

Lecz i tak zamarł jak wryty, gdy za załomem starego muru oddzielającego niegdyś sad, ujrzał miejsce rytuału. Trzy kręgi czarnych pochodni miotały się niczym wściekłe żmije, wyjąc, chichocząc i rycząc. Pośrodku, otoczony przez mroczny płomień, leżał na ziemi stwór, ogromny niczym dom. Łuski pokrywające jego cielsko lśniły oleiście. Trzy pary potężnych skrzydeł okrywały go srebrzystym całunem. Łba nie było widać, gdyż spoczywał gdzieś pod warstwą fosforycznych, bielejących w ciemności piór. Na pierwszy rzut oka zdawał się martwy, lecz z wolna unoszące się w głębokim oddechu boki i drżące końce lotek świadczyły, że kostucha jeszcze nie przytuliła go do piersi.

Smok Chaosu?, zdumiał się Gabriel. Ma nieco nietypowy pokrój i wydaje się trochę za mały, ale co, u diabła, miałoby to być innego? Zaraz, a co tam za nim majaczy? Rany, jak cuchnie! Na litość Pańską, co za szkaradztwo wzniósł tutaj Razjel, niech Jasność ma go w opiece!

Istotnie, tuż za płomiennym legowiskiem smoka, stała osobliwa, makabryczna konstrukcja. Ogromne krzesło czy tron, zbudowane z kości, ścięgien i świeżo zdartych zwierzęcych skór. Potworny mebel oblepiała śliska, opalizująca w blasku ognia, krzepnąca posoka. Długie, gładkie piszczele nóg i podłokietników łyskały upiorną bielą, oparcie ze splecionych żeber oblepiały frędzle skrzepów.

A na siedzeniu spoczywał potwór. Wielki na ponad trzy metry golem z mięsa, gnatów, zwierzęcych wątpi, sierści, piór i zbrylonej krwi. Straszliwa kukła powiązana była rzemieniami ze skóry i ścięgien. Gapiła się na Gabriela ślepiami zasnutymi bielmem śmierci.

Na jej kolanach, na kształt koszmarnej lalki, siedziała drobna, chudziutka anielica, ubrana w białe niegdyś szaty. Pan Objawień rozpoznał bladą, zwiędłą, pomarszczoną twarz staruszki.
_________________

 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xandblue created by spleen modified v0.2 by warna

| | Darmowe fora | Reklama