fantasybook.jun.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 


Poprzedni temat «» Następny temat
Fragment "Studnia wieczności"
Autor Wiadomość
Demoniczna 
Początkujący f-maniak


Pomogła: 2 razy
Wiek: 29
Dołączyła: 29 Cze 2011
Posty: 128
Skąd: Kraków
Wysłany: 2011-08-22, 09:49   Fragment "Studnia wieczności"

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Marzec 1896

Akademia Spence dla Młodych Dam

Istnieje pewien szczególny krąg piekła niewspomniany w słynnym dziele Dantego. Można weń wstąpić w szkołach dla panien w całym Imperium, a nazywa się lekcja manier. Nie wiem, jak się czuje istota wrzucona do jeziora ognia. Zapewne nie jest jej przyjemnie. Ale z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że przejście całej sali balowej z książką na głowie i deską przywiązaną do pleców w stroju złożonym między innymi z gorsetu, kilku warstw halek oraz za ciasnych bucików stanowi torturę, którą nawet pan Alighieri uznałby za zbyt paskudną dla swojego Piekła.

– Kierujcie wzrok ku niebiosom, dziewczęta – sugeruje nasza dyrektorka, pani Nightwing, gdy ruszamy wolnym krokiem z wysoko uniesionymi głowami i rękami wyciągniętymi jak baletnice.

Pętle, którymi przymocowano deskę, wrzynają mi się w ramiona. Kawałek drewna jest nieugięty i muszę trzymać się sztywno jak strażnik pod pałacem Buckingham. Kark boli mnie od wysiłku. Mój debiut odbędzie się w maju, czyli o cały rok wcześniej niż powinien, ponieważ wszystkie zainteresowane strony uznały, że w wieku lat siedemnastu jestem już gotowa i dobrze mi zrobi, jeśli teraz wejdę do towarzystwa. Będę nosiła piękne suknie, brała udział w wystawnych przyjęciach i tańczyła z przystojnymi dżentelmenami – jeżeli przeżyję szkołę. W tej chwili poważnie w to wątpię.

Pani Nightwing przechadza się wzdłuż sali balowej. Jej sztywne spódnice muskają podłogę z szelestem, jakby ganiły ją za to, że tam leży. Dyrektorka bez chwili przerwy wyszczekuje rozkazy niczym sam admirał Nelson.

– Głowy wysoko! Nie uśmiechać się, panno Hawthorne! Spokojny, poważny wyraz twarzy! Nie myśleć o niczym!

Staram się, by moje oblicze przypominało niezamalowane płótno. Kręgosłup zaraz mi pęknie, a lewe ramię, które trzymam wyciągnięte chyba już od wielu godzin, drży z wyczerpania.

– I dygnięcie…

Niczym opadające suflety dygamy nisko, rozpaczliwie próbując nie stracić równowagi. Pani Nightwing nie wydaje rozkazu, żeby się wyprostować. Nogi mi się trzęsą z wysiłku. Nie dam już dłużej rady. Wywracam się na twarz. Książka spada mi z głowy i z głośnym łupnięciem ląduje na podłodze. Robiłyśmy to już czterokrotnie i za każdym razem coś mi nie wychodziło. Widzę, jak buty pani Nightwing zatrzymują się kilka centymetrów od mojej twarzy oblanej rumieńcem wstydu.

– Panno Doyle, pozwolę sobie przypomnieć, że znajduje się pani na królewskim dworze i kłania się swojej władczyni, a nie występuje w Folies Bergèr.

– Tak, proszę pani – odpowiadam potulnie.

Sprawa jest beznadziejna. Nigdy nie uda mi się dygnąć i nie upaść. Wyłożę się jak długa na lśniącej posadzce pałacu Buckingham, niczym symbol najgorszej kompromitacji, nosem dźgając but królowej. Przez cały sezon za osłoną wachlarzy będzie się plotkować tylko o mnie, a wszyscy panowie będą mnie omijać niczym zarażoną tyfusem.

– Panno Temple, może zademonstruje pani prawidłowy ukłon?

Bez zbędnych ceregieli Cecily Temple, Ta Która Wszystko Robi Bezbłędnie, kłania się, wyginając ciało w długim, powolnym, pełnym wdzięku łuku, który zdaje się przeczyć prawu ciążenia. Robi to przepięknie, a ja jestem obrzydliwie zazdrosna.

– Dziękuję, panno Temple.

Tak, dziękuję, ty paskudna gnido. Obyś poślubiła mężczyznę, który każdą potrawę je z czosnkiem.

– A teraz… – Donośne stukanie zagłusza panią Nightwing. Dyrektorka mocno zaciska powieki, przeczekując hałas.

– Proszę pani – skamle Elizabeth. – Jak mamy się skupić na właściwej postawie, gdy ze Wschodniego Skrzydła dochodzą te wszystkie okropne dźwięki?

Pani Nightwing nie ma nastroju na wysłuchiwanie narzekań. Bierze głęboki wdech i opiera dłonie w talii, wysoko unosząc głowę.

– Nie poddamy się, tak jak Anglia. Skoro ona mogła przetrwać Cromwella, Wojnę Róż oraz Francuzów, wy z pewnością możecie nie zwracać uwagi na stuk młotka. Pomyślcie, jak ślicznie będzie wyglądało Wschodnie Skrzydło, gdy zostanie ukończone. Spróbujemy jeszcze raz! Gotowe? Wszystkie oczy są zwrócone na was! Nie możecie czmychać przed Jej Wysokością jak wystraszone kościelne myszy.

Często zastanawiam się, jaką pozycję mogłaby zajmować pani Nightwing, gdyby nie torturowała nas w roli dyrektorki Akademii Spence dla Młodych Dam. „Szanowni Państwo – mógłby zaczynać się jej list. – Piszę w sprawie ogłoszenia o pracę dla osoby przekłuwającej balony. Posiadam szpilkę do kapelusza, która może przynieść doskonałe efekty i wywołać powszechny płacz dziatek. Moje podopieczne poświadczą fakt, że rzadko się uśmiecham, nigdy nie jestem wesoła i potrafię zabić radość w każdym towarzystwie, po prostu się w nim pojawiając i emanując wyjątkową beznadzieją i ponuractwem. Moje referencje w tym względzie są bez zarzutu. Jeżeli czytając mój list, nie popadli Państwo w stan głębokiej melancholii, to proszę przesłać odpowiedź na ręce pani Nightwing (posiadam imię, ale nikt nie ma pozwolenia, by go używać) prowadzącej Akademię Spence dla Młodych Dam. Jeśli nie umiecie sami znaleźć adresu, to znaczy, że się za mało staracie. Z poważaniem, pani Nightwing”.

– Panno Doyle! Cóż ma znaczyć ten bezsensowny uśmiech? Czy powiedziałam coś, co panią rozbawiło? – Reprymenda wywołuje rumieniec na moich policzkach, a koleżanki chichoczą.

Posuwistym krokiem przemierzamy salę, usilnie starając się ignorować stukot młotka i krzyki. Jednak to nie hałas nas rozprasza. To świadomość, że w pobliżu, zaledwie piętro wyżej, znajdują się mężczyźni, sprawia, iż robimy się płochliwe i roztrzepane.

– Może mogłybyśmy zobaczyć, jak posuwają się prace, proszę pani? To musi być niezwykły widok – sugeruje Felicity Worthington głosem słodkim jak ulepek. Tylko ona może się odważyć na coś podobnego. Ma zdecydowanie zbyt wielki tupet. I jest jedną z moich nielicznych sojuszniczek w Spence.

– Robotnicy nie potrzebują, żeby ktoś kręcił im się pod nogami, bo i tak już przekroczyli termin – odpowiada pani Nightwing. – Głowy wysoko, jeśli można! I…

Z góry rozlega się głośne łupnięcie. Nagły hałas sprawia, że wszystkie podskakujemy. Nawet pani Nightwing wymyka się okrzyk: „Dobry Boże!”. Elizabeth, która właściwie jest jedną wielką nerwicą przebraną za debiutantkę, skowyczy i chwyta się Cecily.

– Och, proszę pani! – histeryzuje.

Spoglądamy na dyrektorkę z nadzieją.

Pani Nightwing z grymasem dezaprobaty powoli wypuszcza powietrze przez usta.

– W porządku. Przełożymy naukę na inny termin. Teraz zaczerpniemy świeżego powietrza, by nasze policzki nabrały koloru.

– Możemy wziąć papier i naszkicować postępy prac we Wschodnim Skrzydle? – pytam. – To by była ciekawa dokumentacja.

Pani Nightwing nagradza mnie rzadko u niej widywanym uśmiechem.

– Doskonała sugestia, panno Doyle. Oczywiście, proszę wziąć papier i ołówki. Poślę z paniami Brigid. Przywdziejcie płaszcze. I proszę iść spokojnie, jeśli łaska.

Porzucamy deski wraz z dobrymi manierami, po czym galopujemy w kierunku schodów i obietnicy wolności, choćby tylko tymczasowej.

– Iść spokojnie! – krzyczy pani Nightwing. Kiedy okazuje się, że nie potrafimy zastosować się do tej rady, woła za nami, że jesteśmy dzikuskami niezdatnymi do małżeństwa. Dodaje też, że przynosimy wstyd jej szkole i jeszcze coś tam, ale my już pokonałyśmy pierwszy bieg schodów w dół i jej słowa nie mogą nas dogonić.

ROZDZIAŁ DRUGI

Wielka bryła Wschodniego Skrzydła leży przed nami niczym szkielet ogromnego drewnianego ptaka. Konstrukcja jest nienaruszona, a budowniczowie starają się przede wszystkim odnowić zrujnowaną basztę łączącą Wschodnie Skrzydło z resztą szkoły. Od czasów pożaru, który zniszczył ją dwadzieścia pięć lat temu, była jedynie malowniczą ruiną. Zostanie jednak wskrzeszona za pomocą kamieni, cegieł oraz zaprawy i zapowiada się na wspaniałą wieżę – wysoką, przestronną i imponującą.

Od stycznia z sąsiednich wiosek przybywają hurmy mężczyzn, którzy w zimnie i deszczu, codziennie prócz niedziel, pracują nad odnawianiem naszej szkoły. Podczas remontu nam, dziewczętom, nie wolno się zbliżać do Wschodniego Skrzydła. Oficjalnie jest to dla nas zbyt niebezpieczne: mogłaby nas uderzyć zbłąkana belka albo przebić zardzewiały gwóźdź. Pani Nightwing tak obrazowo opisała wszelkie ewentualne zagrożenia, że teraz każde uderzenie młotka sprawia, iż co bardziej nerwowe z nas podskakują jak worek pełen kotów.

Prawda jednak jest taka, że dyrektorka po prostu nie chce, abyśmy kręciły się w pobliżu mężczyzn. Jej rozkazy w tej kwestii są jasne: nie wolno nam w ogóle rozmawiać z robotnikami, a im nie wolno odzywać się do nas. Należy zachować odpowiedni dystans. Budowniczowie postawili namioty ponad pół kilometra od szkoły. Są pod baczną obserwacją majstra, pana Millera, a my nigdzie nie odchodzimy bez przyzwoitki. Zostały podjęte wszelkie środki ostrożności, żebyśmy nie miały z nimi żadnego kontaktu.

I to właśnie prowokuje nas do szukania ich towarzystwa.

W płaszczach, dokładnie pozapinanych dla ochrony przed nadal nieprzyjemnym marcowym chłodem, raźnym krokiem idziemy przez las za Spence z naszą gospodynią Brigid, która sapie i dyszy, próbując za nami nadążyć. Nie zachowujemy się zbyt uprzejmie, ale to jedyny sposób, byśmy mogły spędzić kilka chwil na osobności. Gdy wbiegamy na szczyt wzgórza, skąd rozciąga się wspaniały widok na plac budowy, Brigid pozostaje jeszcze daleko w tyle, przez co zyskujemy cenny czas.

Felicity wyciąga dłoń.

– Proszę o lornetkę, Martho.

Martha wyciąga lornetkę teatralną z kieszeni płaszcza. Dziewczęta przekazują ją sobie z rąk do rąk, aż w końcu trafia do Felicity, która przykłada ją do oczu.

– Doprawdy imponujący widok – mruczy.

Jakoś nie wydaje mi się, by chodziło jej o Wschodnie Skrzydło. Z miejsca, w którym się znajdujemy, widzę sześciu dobrze zbudowanych mężczyzn, osadzających potężną belkę. Pewna jestem, że gdybym miała lornetkę, dostrzegłabym zarys każdego ich mięśnia.

– Och, daj popatrzeć, Fee – jęczy Cecily. Sięga po lornetkę, ale Felicity odsuwa się.

– Czekaj na swoją kolej.

Cecily wydyma usteczka.

– Brigid dotrze tu lada moment i w ogóle nie będę miała okazji popatrzeć!

Felicity szybko opuszcza lornetkę i bierze szkicownik.

– Nie patrzcie teraz, chyba zwróciłyśmy uwagę jednego z nich.

Elizabeth podskakuje i próbuje coś dojrzeć, wykręcając szyję.

– Którego? Którego?

Felicity nadeptuje jej na stopę i Elizabeth się cofa.

– Au! Dlaczego to zrobiłaś?

– Mówiłam, żebyście nie patrzyły – syczy Fee przez zaciśnięte zęby. – Cała sztuka polega na tym, żeby się zachowywać tak, jakby się ich nie zauważało.

– Aha – wzdycha Elizabeth ze zrozumieniem.

– Obserwuje nas ten na końcu, w koszuli z okropnymi czerwonymi łatami – wyjaśnia Fee, pozorując zainteresowanie szkicem.

Jej opanowanie to talent, który chciałabym posiąść. Ja niestety codziennie rozglądam się po okolicy w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów pewnego młodego mężczyzny, którego nie widziałam, odkąd wyjechałam z Londynu trzy miesiące temu. Elizabeth zerka dyskretnie przez lornetkę.

– O rety! – wykrzykuje, opuszczając ją. – Mrugnął do mnie! Co za tupet! Natychmiast zawiadomię panią Nightwing – oburza się, ale zadyszka i podniecenie w głosie zdradzają jej prawdziwe emocje.

– Na wszystkich świętych! – W końcu dotarła do nas Brigid.

Felicity pospiesznie podaje lornetkę Marcie, która z piskiem upuszcza ją w trawę i dopiero potem wsuwa do kieszeni peleryny.

Gospodyni przysiada na głazie, żeby odpocząć.

– Za szybkie są dla starej Brigid. Chyba wstydu nie mają, żeby tak mnie przegonić!

Felicity uśmiecha się słodko.

– Och, przepraszamy, Brigid. Nie zauważyłyśmy, że zostałaś w tyle. – A pod nosem dodaje: – Ty stara wiedźmo.

Brigid podejrzliwie mruży oczy, słysząc nasze chichoty.

– A co panienki wyprawiają? Dworują sobie z Brigid, co?

– Ależ skąd!

– Och, to nie ma sensu – wzdycha Cecily. – Jak mamy rysować Wschodnie Skrzydło z takiej odległości? – Spogląda z nadzieją na gospodynię.

– Będą rysowały stąd i ani kroku bliżej. Słyszały, co kazała w tej dziedzinie pani Nightwing. – Brigid wpatruje się w drewniany szkielet i budowniczych obrabiających kamień. Po chwili potrząsa głową. – Nie należy naprawiać przeklętego miejsca. Powinni zostawić je w spokoju.
_________________
"Nie można przestać za kimś tęsknić - można tylko nauczyć się żyć z tą wielką, niekończącą się pustką w sercu."
"Błękitna godzina"
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xandblue created by spleen modified v0.2 by warna

| | Darmowe fora | Reklama